STUDZIONKA

STUDZIONKA - LINKI

Przedszkole,

 dawniej szkoła katolicka (1894r.)

KONTAKT

  • info@studzionka.net.pl


email do spółki wodnej:

  • sw-studzionka@wp.pl

Akcja ratownicza w KWK Krupiński po zapaleniu metanu 

w ścianie N12/329 na poziomie 820m 

 w dniu 05.05.2011r. 

/w historii kopalni Krupiński, nie było takiej katastrofy i tylu poszkodowanych/

Pamięci tych, którzy zginęli w czasie akcji ratowniczej:

Arkadiusz Pokrywiński - górnik

Eugeniusz Gąska - ratownik

Piotr Kędzior - ratownik / zastępowy


Po zaistnieniu zapalenia metanu, górnicy podejmują natychmiastową próbę ugaszenia ognia przy pomocy emulsji olejowo-wodnej oraz gaśnic proszkowych (użyto 1 proszkową z kombajnu, 4 proszkowe z chodnika). 

Ognia nie udaje się ugasić.

Podczas zdarzenia w całym zagrożonym rejonie przebywało 32 górników, z których 27 wyszło o własnych siłach, 7 skorzystało w punkcie opatrunkowym z pomocy, 7 przewieziono do szpitala, natomiast 5 pozostało w strefie zagrożenia. 

Akcję ratowniczą rozpoczyna od 19:48 dyspozytor ruchu zakładu i prowadzi ją przez 38 minut, a po nim Kierownik Działu Robót Górniczych do godziny 21:45, od tej godziny jest już na kopalni Kierownik Ruchu Zakładu Górniczego i zaczyna kierować akcją.

Z dziesięciu ludzi będących nad ścianą, 4 zdążyło się ewakuować, natomiast 6 na skutek bardzo silnego zadymienia, weszło do lutniociągu, którym tłoczone było powietrze do ściany.

W rurze parcianej o średnicy 800 mm przeczołgali się ok. 500 metrów i utknęli na obmurzu tamy, gdzie lutniociąg szedł górą, pod stropem - 100 m od strefy nie objętej działaniem pożaru.

Jednemu udało się jakoś przedostać przez tą przeszkodę i to on zawiadomił o uwięzionych.

Pozostali rozcięli lutniociąg i stojąc przy prądzie świeżego powietrza czekali kilkanaście godzin na ratunek.

Górnik - Arek Pokrywiński nie doczekał.

W trakcie akcji ratowniczej, występowały skrajnie trudne warunki - bardzo wysoka temperatura i prawie zerowa widoczność z powodu bardzo gęstych dymów. Ratownicy relacjonowali, że dymy były tak gęste, iż po wyciągnięciu przed siebie reki nie było widać dłoni.

Ratownicy poruszając się w aparatach tlenowych, już po kilku godzinach od rozpoczęcia akcji, dotarli do poszkodowanych. Skrajnie wyczerpani z powodu bardzo wysokiej temperatury, gdy zaczęli wycofywanie rozdzielili się i pogubili w dymach.

Gienek Gąska stracił orientację i poszedł w stronę ściany, w stronę pożaru.  

Uszedł tak ok. 100 m.... Został odnaleziony 12 maja po 7 dniach akcji ratowniczej.

 Jego kolega, zastępowy Piotr Kędzior, został znaleziony 6 maja, kilkanaście metrów od tamy 

wentylacyjnej za którą był ratunek, w pozycji siedzącej - może szukał, a potem czekał na Gienka? 

Pozostali trzej ratownicy tego zastępu ostatkiem sił doszli do tamy, przez którą przejść im pomogli koledzy z zastępu asekuracyjnego.

Następne zastępy ratownicze po wyłożeniu dodatkowego lutniociągu w celu rozrzedzenia dymów i obniżenia temperatury w chodniku, dotarły 6 maja w godzinach rannych do poszkodowanych i wyprowadziły 4 górników ze strefy pożaru, następnie wynieśli zmarłego Arka i odnaleźli zastępowego Piotra.

Gienka Gąskę szukano bardzo długo, bo do 12 maja. Początkowo wykluczano, że mógł on pójść dalej w głąb chodnika, w stronę ognia. Po kilku dniach poszukiwań w innych wyrobiskach, ratownicy wznowili poszukiwania w pożarowym rejonie. Dokładali lutni i powoli posuwali się w stronę objętej pożarem ściany, aż natknęli się na zwłoki swojego kolegi.

Zasadą ratowników górniczych jest, że nikogo nie zostawią pod ziemią. Z narażeniem życia zawsze idą z pomocą, nawet jak nie ma szans na odnalezienie żywych.

Po odnalezieniu Gienka Gąski w dniu 12 maja, rejon zamknięto korkami i akcję zakończono.





Pokazane skrzyżowanie ściany z chodnikiem nadścianowym - 144 sekcje obudowy, kombajn,

kółka z numerami nr 15 i 16 to kombajniści.


Numerami w kółkach są oznaczeni, będący w rejonie chodnika nadścianowego górnicy. Z gwiazdką to ci którzy ewakuowali się lutniociągiem, nr 6 - górnik, który nie przeżył.




Dokumentacja fotograficzna po odtamowaniu chodnika nadścianowego, w którym prowadzona była akcja ratownicza.  

Penetracja chodnika w dniach 18 i 20.10.2011r. - przygotowanie rejonu dla komisji powypadkowej, badającej przyczyny i okoliczności wypadku.


Po przewietrzeniu rejonu, ratownicy penetrowali chodnik oraz przygotowali instalację do odpompowania wody w pobliżu ściany i monitoringu zalanego odcinka chodnika.

W dwa zastępy poszliśmy w rejon rozlewiska wody /850 metr chodnika/. Pomimo przewietrzania przez kilka dni całego rejonu, czuło się, że tam gdzieś był pożar. Temperatura powyżej 30 stopni celsjusza i słaby przepływ powietrza sprawiały, że powietrze było ciężkie i duszne. Dojście na miejsce przebiegło bez przeszkód, chociaż byliśmy obładowani  materiałem i narzędziami. Widok chodnika, stopionych rur był przygnębiający, a świadomość śmierci w nim 3 kolegów, potęgowała to uczucie.

 Cały osprzęt elektryczny był już na miejscu, więc od razy zabraliśmy się do roboty. Doszedłem do wniosku, że w dwójkę damy radę połączyć całą instalację na gotowo. Wraz ze Zbyszkiem Łakotą, przez 5 godzin bez przerwy, wykonaliśmy całą robotę. W tym czasie pozostali ratownicy dotransportowali pompę, pozostałe elementy i poskręcali wszystko.

W trakcie roboty miało się wrażenie, że jest coraz cieplej. Pot kapał z czoła na łączone przewody, a po rękach spływał na dłonie. Co chwilę trzeba było wszystko wycierać. Końcówka roboty była naprawdę ciężka. Śpieszyliśmy się, aby nie zostawić jej niedokończonej. Było bardzo ciepło, duszno i brakowało powietrza. Zdążyliśmy wszystko zrobić, ale powrót do wylotu był ciężki. Ulgę przyniósł dopiero pęd powietrza w lutni korka, który ochładzał organizm i sprawiał, że człowiek powoli dochodził do siebie. Chciało mi sie jednak jeszcze, zabrać na wyjazd, zostawiony przez kogoś przy korku, karton z mufą kablową

Dlatego pełny szacun dla ratowników, którzy w czasie pożaru, w aparatach, w bardzo wysokiej temperaturze, przy prawie zerowej widoczności, nieśli pomoc odciętym górnikom, a potem przez kilka dni szukali naszego kolegi.


To były granice wytrzymałości organizmu człowieka.

 

Dwa zastępy ratowników idą do chodnika przygotować instalację... /mpg/

Zastępy wracają z chodnika... / mpg/


Otwarty korek w chodniku nadścianowym. Przejście tylko przez lutnię.




216 metr chodnika:







Chodnik i lutniociąg w którym ewakuowali się górnicy:



Tama bezpieczeństwa, tu utknęli górnicy, bo lutnia przechodziła górą. Po lewej stronie lutnia którą wyłożyli ratownicy w czasie akcji, aby rozrzedzić dymy i móc dojść do poszkodowanych.



Ratownicy idą w stronę ściany:



785 metr chodnika - rura z tworzywa stopiona przez temperaturę:



794 metr - podobnie:



804 metr:



856 metr - rozlewisko wody i dalej zaciśnięty chodnik:



860 metr: pożar spowodował zawalenie się chodnika, brak możliwości sprawdzenia miejsca ogniska pożaru:














Penetracja chodnika podścianowego i ściany, po odtamowaniu rejonu pożaru

w dniach 16 i 21.10.2011r.:


Taśmociąg odstawy:



Ciasno...



Początek zestawów kablowych:



Transformator 6kV/1kV, a dalej następne urządzenia elektryczne:



Odcinek chodnika pomiędzy szafami elektrycznymi a napędem PAT:





Przesyp: PAT - przenośnik taśmowy:





Trasa PAT od strony ściany:





Zamulony chodnik za ścianą:





Przesyp PAT - PZS - na prawo ściana:








Dolna wnęka ściany - silnik PZS: 



Dolny napęd PZS - stojak przygotowany do przekładki napędu - nie zdążyli...



Ściana, sekcja 40:



Sekcja 57:



Sekcja 65 - od tego miejsca widać oddziaływanie temperatury na izolację kabli - ognisko pożaru było w rejonie 144 sekcji (szer. sekcji 1,5m) - od tego miejsca do miejsca powstania pożaru jest 100m.

Po drugiej stronie pożaru, w skrajnie trudnych warunkach ratownicy szli z pomocą odciętym górnikom, a potem przez następne 6 dni szukali swojego kolegi...



Sekcja 68:



Sekcja 71:



Sekcja 74:



Sekcja 77:



Sekcja 93:



Sekcja 95:



Sekcja 100 - w tym miejscu ratownicy zakończyli penetrację. Ze względu na coraz trudniejsze warunki posuwania się do przodu, zastęp został wycofany.